Podjazdowe Nowe
Czwartek, 1 maja 2014
· Komentarze(0)
Miała być lajtowa, bardzo lajtowa przejażdżka i była... ale nie dla mnie. Ruszam z 1,5 godzinnym poślizgiem. Pędzę mocno, na koniec wału pod Nowem jestem w 58 minut ze średnią 26,4 km/h. Jednak nie znalazłem grupy, wjeżdżam więc po raz pierwszy ostry podjazdem do Nowego, szukam w knajpie, na rynku i nic. Wiedziałem, że szykowali się na ognisko, jednak nie miałem pojęcia gdzie. Widząc, że psuje się pogoda, a ja bez cieplejszych ubrań, postanowiłem obrać kierunek dom. Przypadkiem dostrzegam biesiadującą przy dogasającym ogniu ekipę, więc się dołączam. Po kilku chwilach ruszamy do Nowego. Zatem zaczynał się podjazd numer dwa. Wyrwałem ostro do przodu, widząc, że inni bardzo powoli gnają do góry, postanowiłem zjechać raz jeszcze. Nie jechałem już końca, tylko przez najbardziej stromy odcinek, udało mi się złapać ogon i razem z grupą wjechać na rynek. Tam świetna zabawa z fontanna i ruszamy do knajpy. Lody mega tam serwują. Pogoda psuje się totalnie, a trzeba wracać, temperatura 11,5 nie zachęca do jazdy w krótkim rękawku i krótkich spodenkach, zatem urywam się wraz z Piobakiem, Kasia i Krzysiem80. Zatrzymujemy się z zamiarem poczekania w Wielkim Lubieniu, jednak zimno wygrywa, no nie z wszystkimi. Piobak mówi, że czeka Kasia z nim została, to do domu ruszam wraz z Krzysiem. Wypad super. Fotki może będą później.