Wyścigi z kolarkami i guma na fajrant
Środa, 18 czerwca 2014
· Komentarze(0)
Po dwóch dniach przerwy postanowiłem się przejechać. Wczoraj jedynie czyściłem i regulowałem napęd przy okazji łamiąc osłonę łańcucha. Trasa miała być dość standardowa. Biały Bór -> Wałdowo -> Ruda -> Mały Rudnik -> Sztynwag -> Gogolin i tu w połowie pierwszej części podjazdu pojawiają się za moimi plecami kolarki. Trochę obudziły we mnie chęć rywalizacji, jednak na wypłaszczeniu mnie wyprzedzają, chociaż koło im trzymam. Tylko jakiś samochód z tyłu trąbi, wtedy jeszcze myślałem, że chce nas wyprzedzić, ale zajmujemy całą szerokość jezdni. Druga część podjazdu i w jego połowie wyprzedzam ku ich niezadowoleniu trenujące dziewczyny. Zjazd przebiega świetnie, na dole znowu mnie doganiają i jadą trochę za wolno. Jednak ten samochód z tyłu trąbi. To mówię dam mu okazję wyprzedzić. Po chwili orientuję się, że na masce ma napis trening rowerowy, czyli to jest ich samochód techniczny. Zaprzepaściłem szansę ataku i trącę kilka metrów aż do rozjazdu. Ja skręcam na Podwiesk, one dalej cisną w kierunku Chełmna. Potem trzymam tempo, że na PGR po około 33 km mam średnią 25.7 km/h. Wjazd na szutrówkę i nagle zaczyna mi coś kolebotać i trząść. Myślę, że to pewnie znowu błotnik - kolebotanie, a trzęsie, bo jest trochę tarka. Jednak czuję, że to nieco zbyt mocno trzęsie i jakoś miękko się zrobiło. No i koło Dębowego Wzgórza patrzę, że mam kapcia. Nie wziąłem dętek, nie chce mi się pompować i ostatnie kilkaset metrów pokonuję pieszo.