Przyszedł czas na powrót. Wracamy najkrótszą trasą, no prawie. Po drodze zahaczamy o kamienne kręgi w Węsiorach. Ja z rana jeszcze pojechałem do Sulęczyna, bo w tamtejszej piekarni mają dobre bułki i ciasto. Znowu chcę dobić do 100 to jadę rowerem na dworzec główny po bilet pkp na jutro. Wyjazd udany, pierwsze setki, pierwszy kilkudniowy wyjazd.
Wyjazd do Kłodna k. Sulęczyna nad jezioro Mausz. Pogoda do dupy, wyjazd do Ostrowa nie wypalił to znaleźliśmy zastępstwo. Obładowany żarciem niepotrzebnie. Batony i owoce w moim przypadku lepiej się sprawdzają niż kotlety i bułki. Ruszamy z poślizgiem, Krzychu łapie kilka awarii, sporo podjazdów i to ostrych. Jechaliśmy dookoła więc nadrobiliśmy trochę kilometrów. Brakowało kilku do 100, to pokręciłem się po ośroku
Plan był spotkać się z Dorotą. Pędziłem ile sił w nogach na brzeźno. Miłe spotkanie :) musiała jednak iść na zajęcia. Nie chciałem jednak kończyć jazdy i koło opery dzwonię do Levisa, czy jest w domu i czy ma ochotę na Radlerka. Znalazł się nowy cel podróży. Pod Łostowicką łydy dostały wycisk. Spijamy Radlerka na tarasie kontaktuje się z Natalią w sprawie kolejnego punktu zaczepienia. Póki co bez reakcji. Dodzwoniłem się będąc przy manhatanie, był w związku z tym kolejny cel. Powrót trochę dookoła by dobić do 40km.