Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2014

Dystans całkowity:575.71 km (w terenie 108.00 km; 18.76%)
Czas w ruchu:30:03
Średnia prędkość:19.16 km/h
Maksymalna prędkość:56.10 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:52.34 km i 2h 43m
Więcej statystyk

Kilkucelowa setka z rana

Piątek, 4 kwietnia 2014 · Komentarze(0)
Kategoria Setki
Wyjazd rano, bo mój czas ograniczony przez wyjściem z psem do około godziny 14:00.
Pierwszy cel to pobicie rekordu prędkości, wybieram zjazd do Wielkich Łunaw i udaje się mi sztuka już za pierwszym razem. Od dziś rekord wynosi 56,1 km/h. Następnym celem jest zdobycie nowych gmin. Zupełnie zapomniałem o Lisewie. Nie chce mi się po nią cofać. W Działowie zjeżdżam z drogi numer 543. W Wieldządzu fotografuje, były kościół, który następnie przez kilka lat był dyskoteką:

Ruszam w dalszą drogę. W Nowej Wsi Królewskiej zamiast na Wronie pojechał na Uciąż i Łabędź. Jednak nie była to żadna strata. Ot inna trasa, różnica w długości rzędu kilkuset metrów. Wjeżdżam do Wąbrzeźna, kilka miejsc mi się spodobało. 
Jezioro Zamkowe (chyba)

Ładny ryneczek:


W Wąbrzeźnie o dziwo nic nie błądzę, a jadę ciągle na czuja. Trafiam na wylotówkę na Książki, gdzie zaczynają się dobrze znane mi tereny. Pierwszy odpoczynek po ponad 64km w Rywałdzie przy sanktuarium Matki Boskiej Rywałdzkiej. Leże chwilę na trawce z uwagi na ból pleców, a następnie wchodzę do kościoła by zmówić różaniec. Potem jeszcze chwilę leżę i spijam kawę. Nie wiem jakim cudem, mój licznik się zresetował. Na szczęście w miarę pamiętałem wynik. Mogłem pomylić się o kilkaset metrów albo kilka minut.
Ustawiłem go niepoprawnie, ale w domu już odpowiednio skorygowałem wynik pozostałej trasy. Powrót z Rywałdu w pośpiechu przez co musiałem skrócić trasę. Dojeżdżam około 13:40 i okazuje się, że tata szybciej skończył pracę i wyjdzie z psem. Ja zatem udaję się w dalszą drogę w celu dobicia do 100km. Na PGR spotykam rowerzystów z Gdańska (nie przejechali jednośladem całej trasy), którzy chcą się dostać do Chełmna. Niewiele pobłądzili, albo mieli szczęście, że trafili w takie miejsce. Wyprowadzam ich praktycznie do Szynycha i wracam na obiad.