Pierwsza seteczka w tym roku. Wybieram się z ekipą Rowerowego Grudziądza. Stawiamy się bardzo licznie w ponad 20 osób. Trasa przyjemna. Piękne widoki, niestety przez połowę trasy pogoda nie rozpieszczała. Na czym najbardziej ucierpiał Davis. Trasa przez Bory Tucholskie. Przez Grupę, Buśnię, Pięćmorgi, Czersk Świecki, Jaszcz, Brzeziny, Żur, Grzybek, Osie, Tleń. Między Czerskiem Świeckim, a Jaszczem odbijam z Tomkiem, w polną drogę. Ponieważ Tomek zawsze chciał sprawdzić, dokąd ona prowadzi, okazało się, że do lasu. Efekt odbicia był o tyle fajny, że trzeba było później mocniej depnąć, by dogonić grupę. Czołówkę złapaliśmy tuż przed Grzybkiem. W Tleniu dłuższy postój. Część ekipy wybiera bar. Reszta w tym ja zostaje w plenerze. Udaje się rozpalić ognisko. Trochę drewka spod wiat, jedna torebka na pieczywo ze śmietnika, jedna zapałka i dużo chęci. Powrót przez Osie, Borowy Młyn, Bzowo i Wielki Lubień. Przed Borowym Młynem w czasie poczekalni na resztę bawimy się w berka, lekko ucierpiałem, ale dobra zabawa rekompensuje wszystko. Jak to bywa w tak dużych grupach, rozrywają się. Część w tym ja dojechała już do Grudziądza i za mostem czekamy na resztę. Czekamy, czekamy i telefon. Okazuje się Marcina samochód potrącił. Niestety jakiś kierowca stwierdził, że większy ma pierwszeństwo i wyjechał spod stopa. Na szczęście nic poważnego się nie stało. Zatem mogę powiedzieć, że wyjazd prawie udany. Oby do kolejnego. Nowe gminy: Drzycim i Osie.
Celem wyjazdu jest Sanktuarium w Rywałdzie. Wizyta tam i modlitwa zawsze mi pomaga. Jako iż nie lubię jechać 2 razy tą samą trasą ruszam przez Maruszą i aż do Okonina fatalne warunku - spory ruch. W Okoninie skręcam na Mełno i tu miła niespodzianka bardzo przyjemna nawierzchnia. Obelisk na pamiątkę Pokoju Mełneńskiego między Polską i Litwa, a Zakonem Krzyżackim: Kapliczka w Mełnie: Następnie kieruję się na Boguszewo i Linowo. W tych okolicach obecnie jest elektrownia wiatrowa. Jeden z wiatraków jest bardzo blisko drogi Widok z drugiej strony, w tle widać dworzec w Linowie i szynobus PCC Arriva Tuż przed Linowem odbijam na Rywałd. Powrót standardowo, przez Radzyń, Dębieniec, Piaski, Linarczyk. No może drobne odchylenie już w Grudziądzu z uwagi na remonty wolę jeździć przez dziką plażę niż ulicą Południową.
Trasa miała być dokładnie taka sama jak 15 dni temu. Chciałem sprawdzić ile wiosny przybyło. Liczyłem szczerze mówiąc na trochę więcej.
Ruszam w dalszą trasą. Będąc kawałek za Wielkimi Łunawami orientuję się, że nie mam pompki. Wracam zatem do lasu. Tam po około 20 minutach poszukiwań odnajduję ją. Powrót dość mocny z uwagi na to, że czas mnie naglił. Swoją drogą chyba pobiłem rekord prędkości (na pewno tegoroczny). Zjazd z Gogolina ma potencjał na jeszcze więcej.
Spotykamy się o 13 pod alfą. Z punktualnością u nas dobrze i już kilka minut po 13 ruszamy. Trasa wiodła przez zadupia równych nieuczęszczanych asfaltach, szutrówkach i ubitych drogach. Piękne widoki. W Płochocinie Hardy łapie kapcia i robimy postój nad jeziorem. Wyjazd super i czekam na następne. Zdjęcia na stronie rowerowy Grudziądz.
W ramach pokuty i chęci wyciszenia jadę do Mniszka na mogiłę zbrodni Hitlerowskich. Trochę błądzę jednak ostatecznie udaje mi się trafić. Z racji powagi miejsca nie zamieszczam zdjęć. Jedynie odnośnik do opisu na wiki szerzej również na wiki tu.